Na pytanie „skąd jesteś?” odpowiem „z polski. Spojrzą się na mnie dziwnie i próbują wmówić, że jestem z Chin, albo Chinką. Nie powiedziałabym, że jestem z Wietnamu, ale nie jestem w 100% Wietnamką, ani Polką.
W dzielnicy, gdzie dorastałam było zawsze dużo osób pochodzenia wietnamskiego, więc nigdy nie czułam się samotna, nawet w przedszkolu. Byłam dumna z mojego wietnamskiego pochodzenia, mimo że od czasu do czasu spotykałam się z drobnymi aktami rasizmu, np. krzyczenie „ching chang chong” w moją stronę albo nabijanie się ze skośnych oczu.
Przyzwyczaiłam się do tego, myśląc, że jest to coś, z czym musiałam sobie radzić przez moje dziedzictwo. Nie przeszkadzało mi to i nie myślałam zbyt wiele o mojej polsko-wietnamskiej tożsamości aż do kilku lat temu, kiedy moją rodziną pojechałam do Wietnamu.
Z rodziną jeździmy do Wietnamu co 5 lat. To nie tak często, biorąc pod uwagę, że większość wietnamskich rodzin mieszkających w Warszawie jeździ tam wraca co 2 lata. Byłam podekscytowana, myśląc, że wtopię się w wietnamską kulturę, że w końcu wpasuję się w „moich ludzi”.
Szybko się rozczarowałam, gdy moje oczekiwania nie pokryły się z rzeczywistością. Pamiętałam głośne ulice i motocykle jeżdżące w każdą stronę, nie przestrzegając zasad ruchu drogowego. Pamiętałam ludzi przechodzących przez środek ruchliwego skrzyżowania, więc nie był to dla mnie szok kulturowy. Mimo, że wiedziałam jak ulice wietnamskie działają, nie ważyłam się przejść przez ulicę bez pomocy mojej mamy. Poczułam się jak obcokrajowiec. Później tego wieczoru z rodziną poszliśmy do kawiarni. Wiedziałam jak zamówić kawę w języku wietnamskim, ale gdy barista zapytał czego chcę, powiedziałam „Hi, can I have a vanilla Frappuccino?”
Wróciłam do rodziców, zawstydzona i zdezorientowana: dlaczego nie mogłam tego powiedzieć po wietnamsku?
Spędziliśmy tydzień w Hanoi. Spałam większość dnia, na miasto wychodziłam tylko z rodzicami i nie jadłam żadnych tradycyjnych potraw, które ugotowała moja babcia, tylko ryż z nudnym mięsem i trochę jajek.
Zdałam sobie sprawę, jak bardzo nie-wietnamska jestem. Czułam się jak obcokrajowiec w „swoim kraju”. Zdałam sobie sprawę, że jedyne, co mnie łączy z Wietnamczykami, to to, że wyglądam jak oni i nie mogę żyć bez ryżu. Nie znam nawet hymnu wietnamskiego.
Rok później obejrzałam film „Green Book” o czarnoskórym pianiście koncertującym w Stanach Zjednoczonych w latach 60. Był tam jeden cytat, który zapadł mi w pamięć, gdzie główny bohater powiedział: „Nie jestem wystarczająco czarny, i nie jestem wystarczająco biały, więc powiedz mi, kim jestem?” Nigdy nie sądziłam, że mogłabym odnieść się do takiego cytatu, ponieważ nigdy nie będę biała, ale w Wietnamie też nie jestem Wietnamką. Kim jestem?
Odkąd byłam mała otoczenie sprawiało, że chciałam wpasować się w białą polską kulturę, więc zaczęłam odrzucać moją wietnamską kulturę. W wieku 8 lat przynosiłam do szkoły wietnamskie jedzenie na drugie śniadanie. Dzieci rzucały na mnie zdegustowane spojrzenia i komentarze, więc poprosiłam rodziców, żeby zrobili mi nudne kanapki, których i tak nie jadłam i musiałam je wyrzucać. Od młodego wieku społeczeństwo uczyło mnie, że nie powinnam być sobą, lubić jedzenie, które lubię, żeby się dopasować. Kilka lat temu znalazłam zeszyt, w którym moja młodsza siostra, która wtedy nie była jeszcze nastolatką napisała, że wolałaby nie być Azjatką, ponieważ była jedynym obcokrajowcem w klasie i nie miała wielu przyjaciół. Jeżeli jesteśmy obcokrajowcami w Polsce, a w Wietnamie nie czujemy się „jak w domu”, to kim jesteśmy?
Teraz, gdy spytają mnie „jakie jest twoje pochodzenie etniczne?” Powiem im, że jestem Wietnamką. Oboje moi rodzice są Wietnamczykami i nie ma innej krwi w moich żyłach.
Na wakacjach czy nawet w Warszawie zostanę zapytana „skąd jesteś?” Odpowiem „jestem z Polski/stąd”, bo nie przeleciałam pół świata z Wietnamu, żeby tu być. Mieszkam tu od urodzenia.
A teraz, na pytanie „kim jestem?” „Jaka jest moja narodowość?” Jestem Polską-Wietnamką. Mam oba paszporty. Wychowałam się w kulturze polskiej, a w domu rozmawiam z rodziną w obu językach.
Dlaczego nie mogę powiedzieć, że jestem tylko Wietnamką żeby uniknąć wszelkich konfuzji? Ponieważ jeśli ktoś zacznie mi mówić, że kocha Wietnam, wietnamską kulturę i wietnamskie jedzenie, będę się na niego gapić i myśleć „fajnie, ja nie kocham”. Nie mogę też powiedzieć, że jestem Polką, bo zaraz dostanę dziwne spojrzenia, bądź pytanie „ale skąd naprawdę jesteś?”.
Trudno jest żyć, wiecznie chcąc się gdzieś dopasować, ponieważ gdy zaczniesz mieścić się w jednej kieszeni, stajesz się obcy dla drugiej. Ja nie pasuję w żadnej, ale nie jest to złą rzeczą. Żałuję, że zajęło mi dwie dekady zrozumienie i docenienie mojego wietnamskiego dziedzictwa, ale także uznanie polskiej strony mojej tożsamości. Kiedy zaczęłam rozumieć siebie i kochać siebie, zdałam sobie sprawę, że mogę mieć to, co najlepsze z obu światów.
Nguyen Linh
Zdjęcie: Tobias Bjorkli