Decydując się na wybór studiów dziennych, poniekąd zostaje się w „trybie szkolnym”. Zajęcia przeważnie odbywają się od poniedziałku do piątku, ćwiczenia, które są obowiązkowe oraz wykłady – często nieobowiązkowe. Podejmując taki wybór studenci pozbawiają się możliwości dodatkowej pracy i własnego zarobku. Czy aby na pewno?
Uczelnie znajdujące się w czołówkach rankingów mieszczą się w największych i najpopularniejszych miastach w Polsce. Rzadko kiedy zdarza się, aby student wybierający kierunek studiów decydował się na pozostanie w swoim rodzinnym mieście. Oczywiście są wypadki, kiedy możliwy jest dojazd z okolicznych miasteczek i wsi. Jednak zdecydowana większość zmuszona jest wynająć mieszkanie lub pokój. Druga opcja jest częściej wybierana ze względu na korzystniejsze ceny. Korzystniejsze na tle cen za wynajem kawalerek lub mieszkań, bo te są po prostu zabójcze.
Student, który 80 % swojego czasu spędza na uczelni raczej nie ma możliwości posiadania „własnych” pieniędzy, a raczej własnoręcznie zarobionych. Jedynym źródłem dochodu są rodzice, którzy przeznaczą odpowiednią sumę na utrzymanie swojego dziecka w innym mieście. Patrząc jednak na dzisiejsze realia, ceny w supermarketach, rosnącą inflację, jest to bardzo duża „inwestycja”. Wyprowadzka z domu na przysłowiowe „swoje” w dzisiejszych czasach nie jest już tylko traumą nadopiekuńczej matki, ale także jej portfela.
Warszawa, Wrocław, Poznań, Gdańsk, Toruń i Kraków to najpopularniejsze miasta studenckie. Tętniące życiem nocnym miasta dają się lubić nieprzerwanie od kilkunastu lat. Mogłoby wydawać się to oczywiste, bo przecież każdy chciałby studiować w stolicy, czy nad morzem. Nie jest to jednak na każdą kieszeń. Miesięczny koszt wynajmu pokoju w wyżej wymienionych miastach mieści się w przedziale od 800 do nawet 2000 zł. Tańsze stancje przeważnie są dostępne na obrzeżach miast, albo panujące w nich warunki przypominają wczesny PRL. Na wynajem kawalerki lub dwupokojowego mieszkania trzeba przeznaczyć zdecydowanie wyższą kwotę – od 2000 do nawet 4000 zł.
To wszystko wydaje się zupełnie nieosiągalne dla 18 – 19 latka, który nie ma wsparcia finansowego od rodziców i dopiero co wyprowadza się z domu. Skąd więc ta ogromna ilość samodzielnie utrzymujących się studentów? Decydują się na podjęcie dodatkowej pracy na pół etatu, która czasami jest ponad ich siły. W przypadku jednego z najczęstszych wyborów – pracy w sieciówkach w galeriach handlowych, jest naprawdę ciężko. Poranne zmiany rozpoczynające się o godzinie 6 rano, a wieczorne kończące się około godziny 23. Podczas 8 lub 10 godzinnej zmiany pracownik ma pozwolenie na 30 minutowy odpoczynek. Całą resztę czasu zmuszony jest spędzić na nogach, bez żadnej możliwości spoczynku. Na samą myśl można być zmęczonym. Dodatkowo jak wiadomo, praca w handlu nie jest najprzyjemniejsza ze względu na ludzi, którzy czasami całodniowe nerwy wyrzucają na randomowego pracownika. Drugim najczęstszym wyborem jest gastronomia. 12 godzinne zmiany, również dają w kość. Obsługa klienta wbrew pozorom nie jest wcale taka prosta i przyjemna. Nigdy nie wiadomo jak człowiek na nas zareaguje i czego od nas oczekuje. Trzeba być przygotowanym na wszystko, mieć szeroki uśmiech i zachowywać się jak małpa w zoo z nadzieją na jak największy napiwek.
Uporczywa praca, wieczny brak pieniędzy i wymagające uczelnie to program na start dla młodych ludzi. Uniwersytety często oferują pomoc finansową dla najbardziej potrzebujących. Jednak w większości przypadków i tak okazuje się, że rodzice mają za duży dochód, więc otrzymanie zapomogi staje się niemożliwe. Z drugiej strony istnieje opcja otrzymania stypendium za wysokie wyniki w nauce. Ale jak takie osiągnąć poświęcając wolny czas na pracę? To wszystko jest ze sobą bardzo sprzeczne i jak na razie nie znaleziono na to złotego środka. Oczywiście oprócz tego, aby wywodzić się z bogatej rodziny i do 30 roku życia być na utrzymaniu rodziców.
Kinga Kowalczyk
Zdjęcie: Pexels/Valeria Boltneva